środa, 16 listopada 2011

Cudze chwalicie, swego nie znacie.

Dopiero, gdy zamieszkałam w Bydgoszczy doceniłam tak naprawdę miejsce, w którym się urodziłam i wychowałam. Tak na dobrą sprawę zawsze narzekałam, że tu w Pałukach nic się nie dzieje, że Żnin to prowincja. Teraz wiem, że powiedzenie "Cudze chwalicie, swego nie znacie" jest prawdziwe. Kiedy jestem w Bydgoszczy tęsknie za domem, za wszystkim co znam od "małego". Stwierdziłam, że kocham mój Żnin, moją Gąsawę, moją Oćwiekę... Żnin moimi oczyma to Ksyckówko, z którego pochodzę; to kochane, blokowe osiedle, nocą mroczne i zupełnie inne niż za dnia. Żnin to park nad Jeziorym Czaplem( Żninianie tak je nazywają), nad który chodziłam z dziadkiem i karmiłam kaczki. Pamiętam też smak pieczonych w środku nocy na działce ziemniaków, ciepło ogniska... Żnin to planty, którymi codziennie chodziłam do liceum. Wreszcie Żnin to szum wiatru nad jeziorem, zapach skoszonej w parku "miejskim" trawy i chałdy ziemi na ul. Ułańskiej. I teraz tak siedzę, spoglądam w okno i zastanawiam się gdzie mój Żnin?

Ul. Aliantów, jedna z głównych ulic na Ksyckówku.